Wywiad z Burmistrzem Krzeszowic

Za nami kolejny Dzień Dziecka – spędzony na różne możliwe sposoby: na wycieczkach, piknikach, w klasach… Pomysłów na uczczenie tego święta było wiele. Uczniowie klasy IVc wraz
z Wychowawczynią panią Małgorzatą Zdziech i Dyrektorem Szkoły panem Sławomirem Burkiem skorzystali z zaproszenia i udali się z wizytą do Burmistrza naszego miasta. Dzieci wcieliły się w rolę dziennikarzy i przeprowadziły z Włodarzem Krzeszowic krótki wywiad. Poniżej przedstawiamy efekty pierwszych „zawodowych” szlifów:

– Czy bycie burmistrzem naszego miasta przynosi Panu zadowolenie?

– Oczywiście. Jest mi szczególnie bliska idea samorządności. Od trzydziestu lat byłem członkiem Rady Miasta. Bycie Burmistrzem to niejako ukoronowanie mojej działalności samorządowca.

– Z jakimi problemami boryka się Pan w swojej pracy?

– Muszę wyznać, że spektrum zagadnień, z którymi przychodzi mi się mierzyć, jest niezwykle szerokie. Począwszy od spraw powiedzmy „błahych” jak chociażby źle położona kostka brukowa, a skończywszy na kwestiach dotyczących np. kanalizacji, których rozwiązanie pochłania dużo czasu i energii.

– Kim chciałby Pan być, gdyby nie był Burmistrzem?

– (chwila zastanowienia) Bardzo ciekawe pytanie. Po studiach zostałem ogrodnikiem. Z wielką radością i zadowoleniem wykonywałbym obecnie ten zawód.

– Dzisiaj jest szczególny dzień: Dzień Dziecka, zatem może na chwilę przenieśmy się w czasy pańskiego dzieciństwa… Kim chciał Pan zostać będąc w naszym wieku?

– W dzieciństwie marzyłem o tym, by zostać prawnikiem. Pod koniec szkoły podstawowej
– po rozmowie z moim wujkiem – zmieniłem zdanie i postanowiłem kontynuować rodzinną tradycję i zostać górnikiem. Po ukończeniu studiów na AGH zmieniłem zdanie i zająłem się ogrodnictwem.

– Jakie było pańskie ulubione danie w dzieciństwie?

– Moje dzieciństwo przypadło na przełom lat 60-tych i 70-tych. Musicie wiedzieć, że wtedy żyło się inaczej niż obecnie. Ze względu na sytuację materialną nas wszystkich dania mięsne jadało się w niedziele, a w tygodniu to raczej dania mączne, czy tworzone na bazie ziemniaków
i innych warzyw. Moim ulubionym daniem, którego smak wspominam do tej pory, była kapusta z grochem i skwarkami.

– Jakim uczniem Pan był?

– Miałem to szczęście, że chodziłem do niezwykłej, klimatycznej szkoły w Tenczynku. Z nauką nie miałem żadnych problemów, zatem chyba mogę powiedzieć, że byłem dobrym uczniem.

– Który przedmiot w szkole był Pana ulubionym? Którego Pan nie lubił i dlaczego?

– Bardzo lubiłem (i do tej pory lubię) matematykę, bo szybko rozwiązuje się zadania (śmiech). Również pasjonowałem się historią – dużo czytałem i wiedzę o przeszłości
przyswajałem – powiedzmy – bezboleśnie. Urok tej dziedziny wiedzy polega na tym, że przenosi nas w inny świat po to, by objaśniać ten, w którym żyjemy.

Nie lubiłem muzyki – nie przepadam za śpiewaniem, zwłaszcza w większym gronie osób.

– Czy mógłby Pan opisać jakieś zdarzenie szkolne, w którym Pan uczestniczył i wówczas uznawał Pan za śmieszne, a obecnie ocenia je Pan jako bardzo niepoważne?

– Było wiele takich zdarzeń. Wiecie doskonale, że dzieciństwo i młodość to czas obfitujący
w nieobliczalne pomysły. Nie będę Wam zdradzał tych najbardziej szalonych, by Was przez przypadek nie zainspirować. Może przywołam takie zdarzenie: na zajęcia praktyczno – techniczne mieliśmy wykonać krosna. Wywołało to w nas (mam na myśli siebie i trzech kolegów) bunt. Przecież to takie niemęskie… Za namową starszego kolegi udaliśmy się
na wagary. Nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że w Tenczynku każdy zna każdego i dość szybko „nas złapano” i zaprowadzono do szkoły. Efekt był taki, że nieszczęsne krosna musieliśmy wykonać i to w dodatku zostając po zajęciach w szkole.

– Czy utrzymuje Pan kontakty ze swoimi Koleżankami i Kolegami ze szkoły?

– Oczywiście. Spotykamy się regularnie co pięć lat. Niestety z przykrością muszę przyznać,
że każde spotkanie odbywa się w mniejszym gronie… Coraz więcej spośród nas odeszło już
 do innego, podobno lepszego, świata.

– Przejdźmy teraz do spraw ważnych dla nas – młodych mieszkańców Krzeszowic i okolic. Kiedy sala kinowa w Bibliotece Miejskiej przekształci się w taką „z prawdziwego zdarzenia”, dostępną dla każdego?

– Przyznam się szczerze, że nie wiem, jak to kino obecnie wygląda. Z tego co się orientuję, może pomieścić ono 60 – 70 osób. Podejmujemy także działania, by zostało ono objęte programem kin studyjnych, dzięki czemu znacznie poszerzyłaby się jego oferta.

– Czy powstanie w Krzeszowicach basen?

– Dążymy do tego, by powstał cały kompleks basenów i pływalni. Pragniemy poszerzyć ofertę uzdrowiskowo – rekreacyjną naszego miasta. W tym celu pozyskujemy środki finansowe.

– Jakie działania zamierza Pan podjąć, abyśmy my – młodzi mieszkańcy Krzeszowic chcieli
w tym miejscu żyć, uczyć się i rozwijać?

– To może teraz odwrócimy rolę i ja Was o to zapytam? Jakie są Wasze propozycje?

            I w tym momencie nastąpiła prawdziwa „burza mózgów”. Padły zarówno poważne, jak i szalone propozycje. Ale z premedytacją ich tutaj nie przywołamy. Może w przyszłości uczniowie klasy IVc będą mieli okazję zobaczyć realizację swoich wizji, czego Im z całego serca życzymy!

            Czas spędzony na spotkaniu z Panem Burmistrzem minął szybko. Dzieciaki obdarowane prezentami, udały się na lody. Pełne emocji, przeżyć i przemyśleń wróciły do szkoły, w której
z niecierpliwością wyczekiwała Ich powrotu polonistka, wspierana drużyną przypadków rzeczownika… No cóż… Świętować trzeba, ale z umiarem ?